DUŻA ANIA z „WARSAW SHORE” doczekała się dziecka! „Każdego dnia myślę o mojej małej kruszynce”
Sześć lat temu, gdy swoją premierę miał program „Warsaw Shore. Ekipa z Warszawy”, budził on sporo kontrowersji. Widzowie szybko podłapali imprezowy format telewizyjny, który emitowany jest do dziś.
Niektórzy uczestnicy do dziś utrzymują się na fali popularności, choć większość z nich nie podołała i słuch po nich zaginął. Jedną z zapamiętanych uczestniczek jest Duża Ania, czyli Ania Ryśnik. Celebrytka nie mogła dogadać się z damską częścią ekipy, dlatego zrezygnowała z udziału w show.
Po odejściu z ekipy Ania została influencerką. Kobieta przeszła sporą metamorfozę, pozostawiła imprezowe życie na rzecz siłowni, i to wyszło jej na plus. Jednak teraz nadeszła prawdziwa zmiana w jej życiu. Sama zdążyła się już pochwalić, iż niedawno została mamą.
https://www.instagram.com/p/B39Cf-YHCQo/
„Zostałam mamą. To niewyobrażalne szczęście wiedzieć, że mały człowieczek tyle zmieni w Twoim życiu. (…) Moja córeczka stanęła na mojej drodze w najtrudniejszym dla mnie dotychczas dniu. Byłam totalnie rozsypana rozbita i dostałam informację, że dziecko z sierocińca potrzebuje adopcji na odległość. Wiem, wiem, już pewnie pomyśleliście, że jestem w ciąży! Nie jestem, ale czuję się właściwie jak pełnoprawna mama mojej gwiazdki ESTER” – napisała Duża Ania.
Była uczestniczka Warsaw Shore wyjaśniła, skąd wziął się pomysł na adopcję dziecka na odległość. Celebrytka tłumaczy, iż pewnego dnia odezwała się do niej przedstawicielka fundacji „Pegasus”, w której to Duża Ania jest wolontariuszką. Poprosiła ekipowiczkę, by udostępniła w swoich social mediach, że nadal jest długa lista dzieci, które oczekują na adopcję. Reakcja Ani była natychmiastowa. Stwierdziła, iż chciałaby zostać mamą.
„Adopcja „face to face” to jedyna taka adopcja, dzięki której poznajesz swoje dziecko, rozmawiając z nim na video. Wspaniały człowiek o imieniu Pius, będąc na miejscu regularnie dostarcza nam zdjęć i dba o kontakt z naszymi dziećmi. Ta adopcja jest niezwykle trudna emocjonalnie, ponieważ większość dzieci z sierocińców nie dożywa 3 roku życia. Cały czas żyjemy tym, czy dzieci mają co zjeść, czy mają moskitiery chroniące przed malarią oraz przybory szkolne. (…) Jeżeli chcemy pomóc, powinniśmy dać wędkę, a nie rybę.” – pisze dalej.