Łzy samej cisną się do oczu… Joanna Racewicz wspomina zmarłego męża
10 kwietnia 2010 roku cały świat wstrzymał oddech. Rozbił się samolot prezydencki, który leciał na obchody 70. rocznicy zbrodni katyńskiej. Żaden z pasażerów nie przeżył. Cała Polska opłakiwała tragiczną śmierć prezydenta Lecha Kaczyńskiego, jego żony, polityków oraz innych zasłużonych dla państwa. Na pokładzie był również Paweł Janeczek, porucznik Biura Ochrony Rządu. Po dziesięciu dniach od katastrofy w Smoleńsku spoczął na Powązkach Wojskowych. Pośmiertnie awansowano go na stopień kapitana BOR, zaś od 2011 roku odbywa się bieg poświęcony jego pamięci. Janeczek kilka lat wcześniej poślubił dziennikarkę Joannę Racewicz. Urodził im się również syn Igor, który miał dwa lata, gdy stracił tatę. Z okazji Wszystkich Świętych wdowa po Pawle Janeczku opublikowała wzruszający wpis.
…
„(…)Bo najpiękniejszym pomnikiem tych, co odeszli są ci, co zostali. Dzieci. One szczególnie. Wspomnienia zamknięte w rysach twarzy, te same spojrzenia i podobniejące z każdym dniem gesty” – pisała na swoim Instagramie dziennikarka.
Podobnie jak jej koleżanka po fachu, Kinga Rusin, Joanna poruszyła temat stosów śmieci, które pozostają po odwiedzinach cmentarzy.
„Kwiaty na cmentarzach? Miliony zniczy? Plastik, stearyna? Komu są potrzebne? Nam czy im? Chodzi o symbol, pamięć czy tradycję, co każe pokazywać, jak hojnie tęsknimy? Nie, nie mam prawa nikogo pouczać. Celebrowanie straty, śmierci i strachu to także obszar wolności. Pamiętanie jest stałą, a nie chwilową, napędzaną dyniami na straganach.” – zastanawia się Racewicz. Na koniec dodaje:
„Ale to moje zdanie i nikomu nie śmiem go narzucać.”