Lewica traci cierpliwość. Projekt Ministerstwa Sprawiedliwości, który umożliwiałby szybki rozwód parom bez dzieci, napotyka zaskakujący opór. I to ze strony… PSL-u.
Kto się boi rozwodu w USC?
„Ja nawet nie wiem, jak to skomentować” – mówiła wicemarszałkini senatu Magdalena Biejat, odnosząc się do zablokowania przez PSL projektu ustawy przygotowanego przez Ministerstwo Sprawiedliwości. Inicjatywa, firmowana przez wiceministrę Rudzińską-Bluszcz, zakładała uproszczenie procedur rozwodowych – pod warunkiem, że małżonkowie nie mają nieletnich dzieci i wspólnie zgadzają się na zakończenie związku. Rozwód w Urzędzie Stanu Cywilnego, bez sądu, bez miesięcy czekania, bez psychicznego przeciągania sprawy. Brzmi racjonalnie?
Nie dla wszystkich. Uwagi do projektu zgłosiły Ministerstwo Rolnictwa i… Ministerstwo Obrony Narodowej. Resorty kierowane przez polityków PSL. Jak ironizuje Biejat: „Dwa niezwykle powołane do tego ministerstwa, żeby się wypowiadać na temat małżeństw i rodziny”.
Kosiniak-Kamysz kontra rozwody
Najwięcej emocji wzbudziło nazwisko Władysława Kosiniaka-Kamysza, który łączy funkcję wicepremiera, ministra obrony i prezesa PSL. „Ten sam człowiek, który już zdążył rozwieść się raz. Ale co mu nie pasuje w tym projekcie? Że za łatwo będzie się rozwodzić” – punktowała posłanka Lewicy, dodając z przekąsem, że może lepiej byłoby, gdyby Kosiniak-Kamysz zajął się w końcu „zarządzaniem armią, bo słyszała, że nie najlepiej mu idzie”.
To nie tylko kwestia ironii. To kwestia roli państwa w życiu obywateli i granic, których nie powinno przekraczać. Lewica widzi w nowelizacji narzędzie emancypacyjne, które odciążyłoby sądy, ułatwiło życie ludziom i ograniczyło niepotrzebną traumę. Ludzie mają prawo rozstawać się w godnych warunkach.
Lewica: bezsilna w sprawczości?
Słowa Biejat trafnie oddają też szerszy problem: sprawczość Lewicy w ramach koalicji rządzącej jest minimalna. Nawet tak niewinne, choć progresywne, zmiany jak uproszczony rozwód napotykają opór partnerów, którym bliżej do konserwatyzmu niż do nowoczesnej polityki społecznej. PSL, choć formalnie centrowy, od dawna dryfuje w stronę moralnego paternalizmu.
Lewica mówi, komentuje, interweniuje – ale gdy przychodzi do realnych zmian, zbyt często musi ustępować. Przy milczącej akceptacji PO, która kalkuluje, czy warto się narażać w imię cudzych projektów. Na koniec dnia władza pozostaje grą interesów, w której emancypacyjne postulaty zbyt często lądują na dnie szuflady.
Cezary Majewski

