Sąd Najwyższy nałożył karę porządkową w wysokości 3 tysięcy złotych na osobę, która złożyła protest wyborczy w sposób obraźliwy i wulgarny. Autor protestu użył niecenzuralnych określeń wobec prezydenta RP, I prezes Sądu Najwyższego oraz przewodniczącego Państwowej Komisji Wyborczej. Sąd uznał, że przekroczono granice wolności słowa i zakłócono powagę postępowania, dlatego konieczne było wymierzenie grzywny.
Rekordowa liczba protestów po wyborach
Po drugiej turze wyborów prezydenckich, która odbyła się 1 czerwca, Sąd Najwyższy otrzymał ogromną liczbę protestów wyborczych — według zapowiedzi może być ich nawet 50 tysięcy. Większość z nich to tzw. „protesty powielaczowe”, czyli gotowe wzory skarg, które wyborcy masowo kopiowali i wysyłali, m.in. na podstawie szablonów przygotowanych przez Romana Giertycha.
Analiza kart wyborczych i decyzje SN
Sąd Najwyższy zdecydował o zbadaniu kart wyborczych z wybranych 13 komisji wyborczych w kraju i za granicą, m.in. w Krakowie, Gdańsku czy Bielsku-Białej. W niektórych przypadkach wykryto błędy – na przykład pomyłki przy liczeniu głosów albo problemy z kopertami. Sąd analizuje te sytuacje, ale jak podkreślił prezes Izby Kontroli Nadzwyczajnej SN, nie ma podstaw prawnych do ogólnopolskiego przeliczania głosów. Można to robić tylko tam, gdzie istnieje konkretne podejrzenie nieprawidłowości.
Spór polityczny wokół protestów
Sprawa protestów wywołała również polityczny spór. Premier Donald Tusk zaapelował o rzetelną analizę wszystkich zgłoszeń i publicznie pytał, czy władze nie chcą poznać rzeczywistych wyników głosowania. Z kolei prezydent Andrzej Duda odpierał te zarzuty, uznając je za niepotrzebne „tupanie nóżką” i podkreślał, że to Sąd Najwyższy i PKW są odpowiedzialne za ocenę protestów.
Sąd Najwyższy zaplanował na 27 czerwca jawne posiedzenia, podczas których będzie kontynuował analizę protestów i zgromadzonego materiału dowodowego. To ważny moment, który może przesądzić o ostatecznym rozstrzygnięciu tej gorącej politycznie sprawy.

