Wystąpienie Adriana Zandberga w Sejmie to jeden z bardziej wyrazistych głosów w debacie nad legalnością i przebiegiem ostatnich wyborów prezydenckich. W przeciwieństwie do mnożących się teorii spiskowych i prób podważania konstytucyjnego ładu, lider Razem postawił na klarowność i polityczną odpowiedzialność. Jak sam podkreślił: „demokracja polega na tym, żeby zgodzić się i uszanować taki wynik wyborów, także wtedy, kiedy nie my je wygrywamy”.
Obrona instytucji i ludzi
Zandberg rozpoczął od przypomnienia, że wybory to nie abstrakcyjna procedura, lecz konkretny wysiłek ponad 250 tysięcy osób – członkiń i członków ponad 32 tysięcy komisji. To oni, często po nocach, liczyli głosy – uczciwie i rzetelnie. Zdaniem posła, należą im się nie tylko podziękowania, ale i publiczna obrona przed próbami narzucania im udziału w „szurskich teoriach spiskowych”, których nie powstydziłaby się – jak zauważył z ironią – „komisja pana Macierewicza”.
Choć nie padły nazwiska, trudno nie odczytać tych słów jako aluzji do Romana Giertycha i jego „giertychówek” – zmasowanych protestów wyborczych złożonych na podstawie wzoru publikowanego w mediach społecznościowych. W połączeniu z wypowiedziami polityków opozycji kwestionującymi sens zwoływania Zgromadzenia Narodowego, całość układa się w strategię delegitymizacji wyniku głosowania.
Strażnicy porządku czy awanturnicy?
Zandberg nie owijał w bawełnę: obowiązkiem polityków nie jest dolewanie oliwy do ognia, lecz „stanie na straży procedur”, które mają za zadanie wyjaśniać potencjalne nieprawidłowości. I to – jego zdaniem – się dzieje. Prokuratura bada przypadki naruszeń w poszczególnych komisjach, ale „Polska to coś więcej niż wasza i ich wojenka”.
Jego przemówienie, choć utrzymane w spokojnym tonie, było jednocześnie ostrzeżeniem: igranie z konstytucją i demokracją może mieć realne konsekwencje. Zwłaszcza jeśli przestaje chodzić o dobro wspólne, a zaczyna o doraźne polityczne zyski.
Głos innej lewicy
Wypowiedź Zandberga to również manifest innego podejścia do polityki – opartego na poszanowaniu instytucji i powagi życia publicznego, nawet jeśli wynik wyborów nie jest po myśli danego ugrupowania. To rzadka dziś postawa w atmosferze, gdzie każda porażka bywa natychmiast tłumaczona machinacjami przeciwnika, a retoryka o „sfałszowanych wyborach” staje się paliwem dla radykalizacji nastrojów społecznych.
Z perspektywy kultury politycznej, to głos, który mówi: demokracja nie polega na tym, że wygrywamy zawsze. Polega na tym, że uznajemy wyniki, które nie zawsze nam się podobają – i uczymy się z nich wyciągać wnioski.
źródło zdjęcia: youtube
Anna Miller

