W polityce – jak w teatrze – nie zawsze warto wierzyć w to, co widać na pierwszy rzut oka. Czasem rola energicznego lidera kończy się za progiem studia telewizyjnego, a człowiek, którego przedstawiano jako politycznego lenia, okazuje się jednym z najrzetelniejszych pracowników na sali sejmowej. Przypadek Sławomira Mentzena i Adriana Zandberga unaocznia tę rozbieżność w całej krasie.
Kiedy prężenie muskułów nie wystarcza
Według danych z sejmowego rejestru frekwencji, lider Nowej Nadziei pojawił się na 21,73% głosowań. Dla porównania, Adrian Zandberg z Partii Razem miał aż 92,7% obecności. Obaj prowadzili kampanie, obaj byli aktywni medialnie, obaj potrafią przemawiać z emfazą. Tyle że tylko jeden z nich, jak się okazuje, bierze swoje obowiązki poselskie naprawdę na poważnie.
Frekwencja w Sejmie nie jest wyłącznie liczbą. To realny wskaźnik zaangażowania. Wystarczy wyobrazić sobie sytuację: głosowanie nad ważną poprawką dotyczącą systemu ochrony zdrowia – a parlamentarzysty z listy płac nie ma. Bo być może akurat był zajęty debatą w internecie, nowym podcastem lub kolejnym występem w sali konferencyjnej hotelu klasy średniej.
Medialna maskarada
Sławomir Mentzen umiejętnie kreuje swój wizerunek: człowieka „antysystemowego”, pracowitego przedsiębiorcy, który idzie do polityki, żeby „zrobić porządek”. Jego zwolennicy widzą w nim człowieka sukcesu, który zna życie i nie marnuje czasu na „puste procedury”. Tylko że właśnie te „puste procedury” są sednem demokratycznego mandatu. Jeśli głosowanie nad ustawą to formalność, to czym w takim razie ma być realna praca posła?
Adrian Zandberg, choć często wyśmiewany przez prawicę jako polityk „od siedzenia na kanapie”, wykazuje się frekwencją godną parlamentarnego robotnika. 92,7% obecności to nie przypadek – to wynik pracy, która nie zawsze błyszczy w świetle reflektorów, ale której efekty można znaleźć w treści ustaw, poprawkach i komisjach sejmowych.
Pracowitość nie mierzy się w konferencjach
W polityce łatwo rzucić hasło, trudniej dowieźć efekt. Mentzen opowiada o redukcji podatków, ale rzadko wchodzi w konkrety ustawodawcze. Zandberg przeciwnie – zamiast snuć wizje o utopijnym wolnym rynku, składa poprawki do ustaw o ochronie lokatorów, rynku pracy czy świadczeniach socjalnych. To nie romantyzm – to konkret.
Anna Miller

