Wiceminister obrony narodowej, Cezary Tomczyk, w rozmowie z Beatą Lubecką na antenie Radia Zet podkreślił, że Polska stoi u progu „dronowej rewolucji”. I choć deklaracje o modernizacji armii brzmią donośnie, nie brakuje sceptycznych głosów. Eksperci branży obronnej ostrzegają, że za szumnymi hasłami mogą kryć się kosztowne systemy o ograniczonym znaczeniu taktycznym – a nie tanie i skuteczne rozwiązania, które sprawdziły się na froncie w Ukrainie.
Polska armia w epoce dronów?
Tomczyk bronił polityki rządu Donalda Tuska, podkreślając, że „rząd PiS nie zrobił nic, jeśli chodzi o dronizację pola walki”. Jego zdaniem dopiero obecna administracja rozpoczęła realne działania – w styczniu 2025 powstał Inspektorat Bezzałogowych Systemów Uzbrojenia. Nowa struktura ma odpowiadać za nasycanie armii dronami zarówno obserwacyjnymi, jak i bojowymi. Proces ten ma obejmować nie tylko zakupy, ale też szkolenie dziesiątek tysięcy żołnierzy – aż po szczebel drużyny.
Zarazem polityk przyznał, że dotychczasowe przetargi rzeczywiście skupiały się na drogich, skomplikowanych systemach – przede wszystkim produkcji amerykańskiej i izraelskiej. „To był światowy trend”, tłumaczył. Dopiero wojna w Ukrainie miała, jego zdaniem, zmienić paradygmat. – „Jeszcze półtora roku temu strategzy NATO uważali, że drony to nowinka. Teraz wiemy, że to odrębny filar nowoczesnych sił zbrojnych”.
Krytyka: paradrony zamiast systemów za miliony
Wypowiedź Tomczyka wpisuje się w szerszy spór o przyszłość polskiego wojska. Krytycy rządowej strategii wskazują, że wciąż brakuje konsekwentnego wdrożenia tanich, łatwo dostępnych dronów – tzw. paradronów – wykorzystywanych z powodzeniem przez ukraińskie jednostki. To one, często kupowane z pomocą darczyńców, udowodniły na froncie, że nie trzeba milionów dolarów, by zniszczyć rosyjski czołg. Liczy się liczba, zwinność i umiejętność działania w sieci.
Tymczasem w Polsce – jak podają eksperci cytowani przez media branżowe – przeważają systemy wymagające rozbudowanej infrastruktury, długiego szkolenia i kosztownej logistyki. Obserwatorzy rynku mówią wręcz o „fetyszyzacji technologii wysokiego szczebla” kosztem praktycznych i szybkich rozwiązań, które mogłyby realnie zmienić sytuację na polu walki.
Reforma czy PR?
Zapowiedź Cezarego Tomczyka o „przemyślanej i szybkiej” dronizacji armii wywołała zainteresowanie, ale także pytania. Czy realnie uda się wyszkolić żołnierzy na taką skalę w ciągu kilkunastu miesięcy? Czy przemysł zbrojeniowy, tak krajowy, jak i zagraniczny, zdoła dostarczyć systemy odpowiadające zmiennym potrzebom? I wreszcie – czy będzie to rewolucja, jaką zapowiada rząd, czy raczej kolejna kosztowna modernizacja, która przyniesie więcej konferencji niż konkretów?
Cezary Majewski

