Nie milkną głosy krytyki wobec sposobu dystrybuowania środków z Krajowego Planu Odbudowy. Głos w sprawie zabrał także Jakub Tepper – restaurator, przedsiębiorca i aktywny komentator życia gospodarczego, który w osobistym i pełnym emocji wpisie na portalu X przedstawił gorzki bilans minionych pięciu lat. Bilans nie tylko finansowy, ale przede wszystkim – moralny.
„Sprzedaż nie może spaść” – restauracyjny etos czasu zarazy
Tepper wraca do 2020 i 2021 roku – okresu, który wielu właścicieli lokali gastronomicznych wspomina z dreszczem. Lockdowny, zakazy działalności, restrykcje, niepewność. W tym trudnym czasie, jak sam relacjonuje, wraz z żoną walczył o utrzymanie miejsc pracy, stając „na głowie”, by sprzedaż nie spadała. Kimchi w słoikach, dostawy, vouchery, mobilizacja – to był ich sposób na przetrwanie.
W tym czasie – jak przyznaje – miał „trochę ból tyłka”, widząc kolegów z branży obsługujących gości „za kotarką”. Miał, ale – jak pisze – patrzył na to z dystansem. Próbował działać fair.
Dziś uważa, że był frajerem.
Tarcze, przekręty i geniusze zła
Wraz z pojawieniem się rządowych tarcz z Polskiego Funduszu Rozwoju pojawiły się – jego zdaniem – masowe nadużycia. Kluczowym warunkiem przyznania wsparcia był spadek przychodów. Tepper relacjonuje, że niektórzy przedsiębiorcy szybko dostosowali się do tej reguły, tyle że nie poprzez uczciwą działalność, lecz kreatywną księgowość.
Według jego relacji, nie brakowało takich, którzy wyłączali kasę fiskalną, zakładali nowe firmy i księgowali przychody tylko na „świeżym” numerze NIP, podczas gdy stara firma – formalnie wciąż istniejąca – wykazywała brak przychodów. Dzięki temu kwalifikowała się do pomocy. „Geniusze zła” – tak ich określa autor.
KPO dla HoReCa – kolejna fala nierówności?
Teraz, w ramach KPO, restauracje i hotele mogą ubiegać się o kolejne środki – nawet pół miliona złotych, pod warunkiem że w pandemicznym roku zanotowały spadek obrotów o minimum 20%. I to właśnie ten warunek budzi sprzeciw Teppera.
Jego zdaniem, mechanizm premiuje nie tych, którzy wykazali się odpornością, kreatywnością i uczciwością – lecz tych, którzy „grali system”. Bo ci, którzy w pandemii naprawdę działali i utrzymali sprzedaż, dziś nie kwalifikują się do wsparcia. A ci, którzy balansowali na granicy prawa – o ile nie za nią nie wyszli – mają dziś szansę na kolejny zastrzyk gotówki.
Pięć lat później. I nadal bez sensu?
Tepper nie kryje frustracji. Pyta, czy wypłaty „pół miliona pięć lat po wydarzeniach” mają w ogóle jakikolwiek sens. – Kto miał upaść, ten upadł. Kto nie, ten działa dalej – pisze. I zestawia to z absurdami – jak głośna sprawa kamienicy przy ul. Kraszewskiego w Poznaniu czy braki sprzętu w szpitalach, gdzie także miały trafić pieniądze z KPO.
– Jachty zasrane – puentuje Tepper z goryczą. I choć całość utrzymana jest w emocjonalnym tonie, nie sposób nie dostrzec w tej wypowiedzi głębszego pytania o uczciwość państwa i sens redystrybucji publicznych pieniędzy.
„Póki co jesteśmy moralnymi zwycięzcami”
Autor wpisu kończy go przewrotną deklaracją: gdyby otrzymał wsparcie, zainwestowałby je w urządzenia produkcyjne, rozwój i nowe miasta. Zamiast „jachtingu” – „kimczikenowa centrala”. Ale nie otrzyma, bo – jak sam pisze – nie spełnia kluczowego warunku: nie wykazał spadku.
Z tej historii wyłania się coś więcej niż tylko opowieść o jednym przedsiębiorcy. To metafora całego systemu, w którym „wiedzieć, kiedy wyłączyć kasę fiskalną” bywa cenniejsze niż codzienna uczciwość. I pytanie: kto w tym państwie naprawdę wygrywa?
MS

