Podczas niedawnego spotkania w Białym Domu, w którym uczestniczyli m.in. Donald Trump, Wołodymyr Zełenski i przywódcy kilku państw europejskich, zabrakło reprezentacji Polski. Była ambasador USA w Warszawie, Georgette Mosbacher, otwarcie przyznała, że była tą sytuacją rozczarowana. Jej zdaniem to nie kwestia złej woli Amerykanów, ale raczej niedopatrzenie po stronie nowej administracji prezydenta Karola Nawrockiego.
„Nowy prezydent jeszcze się uczy”
Mosbacher tłumaczyła, że Polska ma nowego prezydenta, a jego zespół dopiero organizuje pracę i uczy się poruszania po międzynarodowej scenie. W jej ocenie to właśnie brak doświadczenia i odpowiedniego przygotowania sprawił, że Warszawa nie była obecna w gronie sojuszników omawiających sytuację w Ukrainie.
Pałac Prezydencki i MSZ przerzucają się odpowiedzialnością
Z polskiej strony pojawiły się inne wyjaśnienia. Marcin Przydacz, szef Biura Polityki Międzynarodowej, wskazał, że decyzja była konsultowana z ministrem spraw zagranicznych Radosławem Sikorskim, który nie zgłosił gotowości Polski do udziału w spotkaniu. Jednocześnie podkreślono, że prezydent Nawrocki już 3 września ma złożyć oficjalną wizytę w Waszyngtonie.
Rzecznik prezydenta Rafał Leśkiewicz uspokajał, że choć nieobecność na spotkaniu była widoczna, to „głos Polski” był brany pod uwagę w trakcie wcześniejszych przygotowań, w które zaangażowani byli premier Donald Tusk i minister Sikorski.
Szansa na odrobienie strat
Mosbacher dodała, że Polska ma potencjał, by w kolejnych miesiącach odzyskać silną pozycję w relacjach z USA i odegrać kluczową rolę w regionie. Zwróciła uwagę, że szybka zapowiedź wizyty Nawrockiego w Białym Domu jest dowodem, że Waszyngton traktuje Warszawę jako ważnego partnera.
źródło zdjęcia: FB

