Szef Pentagonu Pete Hegseth zasugerował, że amerykański Departament Obrony mógłby odzyskać swoją historyczną nazwę – Departament Wojny. Podczas spotkania gabinetu podkreślał, że nie chodzi tylko o kosmetyczną zmianę, ale o powrót do etosu wojownika, na którym opierały się początki państwa.
Być może następnym razem, gdy się tu spotkamy, na mojej wizytówce widnieć będzie nazwa „ministerstwo wojny”
stwierdził Hegseth.
Odwołał się przy tym do decyzji Jerzego Waszyngtona, który powołując Departament Wojny, chciał zapewnić młodemu państwu zdolność do zwyciężania w konfliktach.
„Chodzi o ofensywę, nie tylko obronę”
Sekretarz obrony zaznaczył, że idea nie ma wyrażać pragnienia prowadzenia wojen, lecz przypominać o potrzebie gotowości. Przywołał starożytną maksymę: „Chcesz pokoju, szykuj się do wojny”.
Słowa Hegsetha poparł prezydent Donald Trump.
Podoba mi się ta nazwa. Powinniśmy ją przywrócić. Nie chodzi tylko o defensywę. Musimy być zdolni również do ofensywy
powiedział.
Powrót do przeszłości
Departament Wojny funkcjonował w Stanach Zjednoczonych od końca XVIII wieku aż do 1947 roku. Po II wojnie światowej, w ramach reorganizacji, zastąpiono go Departamentem Obrony, który istnieje do dziś.
Zmiana nazwy oznaczałaby więc symboliczny powrót do tradycji sprzed kilkudziesięciu lat. Nie będzie to jednak proste – obowiązujące przepisy federalne określają obecną nazwę, a więc ewentualna decyzja wymagałaby zatwierdzenia przez Kongres.
Symbol czy realna zmiana?
Choć propozycja wywołała duże emocje, na razie pozostaje na poziomie zapowiedzi politycznej. Hegseth i Trump podkreślają, że chodzi o „ducha zwycięstwa”, a nie faktyczne zintensyfikowanie działań wojennych. Krytycy wskazują jednak, że taki krok mógłby zostać odebrany na świecie jako sygnał zaostrzenia kursu polityki obronnej USA.
źródło zdjęcia: FB/Konflikty i Wiadomości Światowe

