Dramat podopiecznych Dzieła Pomocy Dzieciom. Liczne wyzwiska, przemoc wobec dzieci i zastraszanie pracowników

Od lat rzeczywistość w ośrodkach Dzieła Pomocy Dzieciom w Krakowie oraz we wsi Żmiąca, jak twierdzą byli wychowankowie i pracownicy, daleka była od ideału. Wulgaryzmy, przemoc słowna i fizyczna stały się tam codziennością. Wirtualna Polska dotarła do nagrań, które ukazują dramatyczne sytuacje z życia podopiecznych.

 

Karolina, jedna z byłych podopiecznych placówki, wspomina:

 

W domu brakowało mi jedzenia, a wszy były codziennością. Mimo to, wolałabym pozostać w tych warunkach niż przeżyć to, co mnie spotkało w ośrodku

 

Nagrania, do których dotarła Wirtualna Polska, potwierdzają, że dyrektorka ośrodka adopcyjnego Katarzyna Mader używała wulgarnych i obraźliwych zwrotów w stosunku do dzieci. Na nagraniach można usłyszeć m.in.

Nie pyskujcie mi, gówniarze wredne!

No co, świętoszku głupi?!

 

Pomimo dowodów, Katarzyna Mader zaprzecza wszelkim zarzutom, twierdząc, że stara się, aby dzieci odzyskiwały poczucie własnej wartości. Jednak opinia dr Aleksandry Lewandowskiej, krajowej konsultantki ds. psychiatrii dziecięcej, jest jednoznaczna:

 

Te materiały są dowodem na niedopuszczalne, przemocowe zachowanie

 

Karolina trafiła do ośrodka w wieku jedenastu lat. Opisuje dzień, kiedy została zabrana z domu przez policję i pracowników MOPS-u. W jej oczach to był początek koszmaru, który trwał przez kolejne trzy lata. Pierwsze dni w ośrodku przepłakała, nie mogąc zrozumieć, co się dzieje.

W domu nie miałyśmy z siostrą co jeść. Ratowałyśmy się chińskimi zupkami. Warunki były takie, że na głowie zalęgły mi się wszy. Ale wolałabym nadal głodować i chodzić brudna, niż przeżyć to, czego doświadczyłam w ośrodku – wspomina.

 

Fundacja Dzieło Pomocy Dzieciom prowadzi cztery placówki opiekuńczo-wychowawcze: dwie w Krakowie i dwie we wsi Żmiąca. Trafiają tam dzieci z rodzin z problemami materialnymi, alkoholowymi czy narkotykowymi.

 

Dzieci są bardzo zaniedbane zdrowotnie, kuleje także ich edukacja – mówił Jan Mader, dyrektor placówek, w wywiadzie z 2021 roku.

 

Na co dzień placówkami kierują Jan Mader i jego żona Katarzyna. Są znani w krakowskim środowisku pomocowym, a działalnością pomocową zajmują się już od 44 lat. Jednak według byłych wychowanków i pracowników, zachowanie Katarzyny Mader nie ma nic wspólnego z miłością.

 

RAWICZ: dziecko utknęło w zjeżdżalni. Ratownicy dokonali SZOKUJĄCEGO odkrycia

 

Gabriela Marszałek, była podopieczna, mówi:

 

Mnie pani Maderowa kilka razy nazwała debilką. Nie miałam odwagi, żeby się postawić. Zresztą z nią nie było dyskusji, cały czas się darła. Zdarzało się, że szarpała dzieci

 

Maciek, inny były wychowanek, wspomina:

 

Pani Katarzyna mówiła, że jestem debilem. Pamiętam, jak do jednej dziewczyny powiedziała: „Zobacz, twój brat gra w piłkę nożną w klubie, wyrośnie na ludzi. A ty co? Skończysz na ulicy jak matka”

 

Byli pracownicy ośrodków opisują podobne sytuacje. Pracowali tam w systemie tygodniowym, przez siedem dni mieszkając w ośrodku. Michał, jeden z byłych pracowników, mówi:

 

Na dzień dobry dyrektor Mader powiedział mi, bym nie traktował tego jako miejsca pracy, tylko drugi dom. Przychodziłeś w niedzielę, wychodziłeś po tygodniu. Siedem dni, 24 godziny na dobę. Potem tydzień wolnego i tak w kratkę. Totalna orka

 

Alicja, inna była pracownica, wspomina:

 

Była u nas Marta, która została porzucona przez matkę. Kiedy dziewczyna weszła w nastoletni wiek i zainteresowała się chłopakami, pani Mader zaczęła krzyczeć: „Będziesz taka sama jak matka!”

 

Atak nożownika w Niemczech. Nie żyje policjant

 

Ola dodaje:

 

Marta lubiła się z chłopakiem z mojej grupy. Często ze sobą przebywali. Dziewczyna słyszała też od pani dyrektor: „Nie mogę na was patrzeć. Może mu jeszcze usiądziesz na kolana?!”

 

Nagrania, które przedstawiają zachowanie Katarzyny Mader, zostały ocenione przez ekspertów jako dowód na przemoc psychiczną. Małgorzata Michel, profesorka w Instytucie Pedagogiki Uniwersytetu Jagiellońskiego, pyta:

 

Czemu ma służyć przywoływanie traumatycznych wspomnień? Przypominanie dziecku, które kompletnie nie ponosi winy za to, w jakim domu się urodziło i przebywało, jest według mnie przemocą psychiczną

 

Pracownicy, którzy próbowali alarmować o sytuacji, byli ignorowani lub zastraszani, tak, jak Michał:

 

Jak tylko słyszałem głos pani Katarzyny albo jej kroki, czułem ogromny lęk. W czasie rozmowy z nią towarzyszyło mi napięcie emocjonalne. Tak duże, że miałem ochotę ryknąć płaczem. Panicznie się jej bałem. Nie tylko ja.

 

 

Karolina podsumowuje:

 

Powiedziałam, że wolałabym głodować w domu, niż trafić do ośrodka. Głód to coś strasznego, ale prawie zawsze możesz coś wymyślić. A gdy ktoś cię skrzywdzi, głowę naprawić dużo trudniej

 

W świetle tych świadectw i dowodów, ośrodki prowadzone przez Dzieło Pomocy Dzieciom stają się symbolem miejsca, gdzie zamiast pomocy i wsparcia, dzieci doświadczają kolejnej traumy.

 

*Imiona osób zeznających zostały zmienione przez redaktorów Wirtualnej Polski.

 

Źródło: wp.pl

 

Syn Joe Bidena skazany za nielegalne posiadanie broni! Jednak to nie koniec wyroku…

Komentarze