Na polach miało być już po żniwach. Zamiast kombajnów – rozlewiska. Zamiast złotych łanów – gnijące zboże i bezradność. Żuławy Elbląskie, jeden z najbardziej żyznych rejonów Polski, tym razem zostały pokonane nie przez suszę, lecz przez… wodę. I nie byle jaką – to woda gruntowa, która wdarła się z kanałów i zalała pola do wysokości nawet 60 centymetrów.
– „To nie są spływy z gór. To woda z kanałów, która powinna być odprowadzona do stacji pomp. Tyle że stacje nie działają tak, jak powinny” – mówi jeden z rolników, patrząc na swoje zatopione pole.
Bezradność na płaskim terenie
Żuławy to kraina płaska jak stół. Gdy woda się wyleje, nie ma dokąd spłynąć. Teren położony jest miejscami nawet poniżej poziomu morza, co czyni go wyjątkowo zależnym od systemu melioracyjnego i pomp odwadniających. A te – jak twierdzą rolnicy – są dziś w fatalnym stanie.
– „50–60 centymetrów wody w zbożu. I co teraz? Żniwa w kaloszach?” – ironizuje rolnik cytowany przez media społecznościowe. Jego irytacja nie dziwi – pszenica w wodzie oznacza nie tylko straty w zbiorach, ale i stracony cały sezon pracy. I brak środków na kolejny.
Kiedyś mówiono: państwo opiekuńcze. Dziś: państwo bezradne. Rolnicy coraz częściej mają poczucie, że zostali zostawieni sami sobie. W 2024 roku straty wśród gospodarstw sięgały setek milionów złotych. Dziś sytuacja się powtarza – i pogłębia.
Problem wcale nie jest lokalny. Od lat organizacje rolnicze alarmują, że melioracja w Polsce to „skansen z PRL-u”. Pompy się psują, rowy zarastają, a odpowiedzialność za infrastrukturę jest rozproszona między agencje, związki wodne, samorządy i państwo. Efekt? Nikt za nic nie odpowiada.
Lista postulatów rolników – tak jak i rozmiar strat – nie zmienia się od lat:
- pilna modernizacja stacji pomp i systemów melioracyjnych,
- przejrzyste zasady zarządzania wodami gruntowymi,
- realne wsparcie w sytuacjach klęskowych, nie tylko medialne zapewnienia,
- systemowe ubezpieczenia od ryzyka klimatycznego.
Na granicy żywotności
To nie jest pierwszy taki sezon. I nie będzie ostatni. Klimat się zmienia, ale infrastruktura – nie. I tu pojawia się pytanie, które wraca jak bumerang: czy polskie rolnictwo ma jeszcze zdolność przetrwania w nowych realiach? Czy będziemy już tylko płacić rolnikom odszkodowania za kolejne katastrofy, zamiast inwestować w ich zapobieganie?
Dla wielu to już nie pytanie. To wyrok.
Justyna Walewska

