Ksiądz chodził po kolędzie. Zaczęło się niewinnie…
Nadszedł czas, w którym księża chodzą po kolędzie. Nie we wszystkich domach są oni jednak witani z otwartymi ramionami. Pewien ksiądz szczerze opowiedział o tym, jak tak naprawdę wygląda kolędowanie w mieście…
Kolęda kiedyś a kolęda dziś
Zdaniem księdza, na przestrzeni ostatnich lat zmieniło się naprawdę wiele. Na księdza patrzy się obecnie, jak na wroga i poborcę danin. W gorszych przypadkach, ksiądz jest uważany (szczególnie w dużych miastach), za pedofila lub zboczeńca. Nikt nie ma jednak wątpliwości, po co tak naprawdę przychodzi do domu po kolędzie. Zdaniem wielu osób, chodzi tylko i wyłącznie o pieniądze.
„Trochę ich rozumiem, bo wielu z nas od lat na wizytach odstawia ekspresowe spektakle hipokryzji, wypowie kilka sztywnych regułek, pokropi stół i rzuci szybkie „szczęść Boże”. A tak naprawdę przychodzi po kasę” – mówi ksiądz.
Niby chcą, a jednak nie
Ksiądz przyznaje, że rzadko się zdarza, żeby podczas kolędy ludzie byli serdeczni. Zwykle chcą jak najszybciej załatwić sprawę i mieć już święty spokój.
„Ludzie zapraszają mnie do domu, a potem jakby połknęli kołek. Biblię w ręce biorę, a pod nią goła stówa, ja, osobiście, od razu się rozpraszam. Chciałbym czasem zapytać, normalnie, co u parafian słychać? Czasem nawet zapytam, a gospodarze na to, czy sprawdzę zeszyty dzieciom, bo pani katechetka prosiła„.
Wiernych ubywa. Statystyki mówią o…
Jak podaje Instytut Statystyk Kościoła Katolickiego, tylko w ubiegłym roku z kościołów ubyło milion wiernych.
„Po tym, jakie są teraz kolędy odprawia, zmiany widać doskonale. Kiedyś na kamienicę trzeba było sobie przeznaczyć dwa dni. Były rozmowy, jakiś dialog, jakaś wewnętrzna potrzeba przyjęcia księdza. A teraz ludzie wpuszczają „pana w sukience” do domu, bo tradycja, bo wielowiekowy zwyczaj. A niechęć wyłazi im z oczu, wejdź mówią, a myślą sobie: wyjdź, jak najszybciej. Teraz to już tylko pozory” – wylicza ksiądz.
Źródło: Newsweek.pl
Zdjęcia: Unsplash