Wystarczyło kilka tygodni między wyjściem z aresztu a publicznym żalem w TikToku, by poseł Suwerennej Polski przeszedł drogę od parlamentarzysty do internetowego kwestora. Po tym jak prokuratura zablokowała oba rachunki bankowe Dariusza Mateckiego, uzasadniając to zabezpieczeniem majątkowym na kwotę do 1 mln zł – pierwszy raz 29 kwietnia, drugi raz pod koniec lipca – polityk ogłosił, że „nie może wypłacić ani grosza na podstawowe utrzymanie”.
7 czy 20 mln? Artymetyka selektywna
W emocjonalnym nagraniu Matecki miota się między liczbami: raz mówi o 17 mln zł rzekomo wyrządzonej szkody, innym razem o 20 mln. „Panie Bodnar, zdecydujcie się” – rzuca, stawiając zarzut „politycznej nagonki”. Rachunek, w którym suma kontrolna zmienia się jak w loterii, przypomina stare przysłowie: kto sieje wiatr, zbiera burzę – a burza w tym wypadku ma postać prokuratorskiego postanowienia.
Matecki nazywa śledczych „funkcjonariuszami politycznej zemsty”, choć prokuratura tłumaczy blokadę kont typową praktyką, mającą zabezpieczyć przyszłe kary w głośnym wątku Funduszu Sprawiedliwości. Prawniczy żargon zderza się z retoryką męczeństwa; w wyniku tego zderzenia powstaje spektakl, w którym każda moneta wrzucona na zrzutkę brzmi głośniej niż sejmowy dzwonek na głosowanie.
Co w śledztwie piszczy
Na początku sierpnia prokuratura podtrzymała decyzję o zabezpieczeniu, argumentując, że materiał dowodowy „nie uległ osłabieniu” – co ochłodziło nadzieje na rychłe odmrożenie środków. Jednocześnie sąd rozpatruje kolejne wnioski obrońców o uchylenie blokady. Do momentu publikacji tekstu żadna instytucja nie potwierdziła wersji posła o „nielegalnym przejęciu” prokuratury.
Z pustego konta i Matecki nie naleje
Gdy konta świecą pustkami, a najwierniejsi sympatycy łapią za portfele, pojawia się pytanie, czy wzburzenie opinii publicznej przykryje ekonomiczną stronę kłopotu. Na razie pozostaje więc TikTok – wirtualny rynek, na którym „żebranie” o wsparcie finansowe stało się nową metodą politycznego storytellingu.
Zrzutki – nowy abonament?
Pieniądze nie rosną na drzewach, więc coraz częściej „zrzucają się” w sieci. Telewizja Republika od końca stycznia do 22 lipca zebrała już 5,5 mln zł na wymarzony wóz transmisyjny, kusząc darczyńców obietnicą mobilnych relacji z każdego zakątka kraju. Stacja dołożyła do listy życzeń kolejną zbiórkę: 500 tys. zł na bezpośrednią transmisję zaprzysiężenia prezydenta elekta.
Po drugiej stronie sceny medialnej stoi OKO.press, portal deklarujący, że nie ma ani złotówki z reklam czy państwowych dotacji – wszystko opiera na regularnych przelewach od czytelników. Wystarczy rzut oka na stronę wsparcia, by zobaczyć, że każda złotówka to głos za niezależnością – motto, które staje się wodą na młyn dla zwolenników crowdfundingu.
Od Mateckiego, przez Republikę, po OKO.press, internetowe skarbonki wyrastają jak grzyby po deszczu, zastępując klasyczny abonament i reklamowe słupki. Kto nie zdoła przekonać publiczności, że „broni demokracji” albo „demaskuje propagandę”, musi liczyć się z tym, że zamiast deszczu monet usłyszy tylko złowieszczy szelest pustych kieszeni. Inaczej mówiąc – zrzutka stała się nowym testem zaufania, którego wynik bywa bardziej dotkliwy niż najostrzejsza kontrola skarbowa.
źródło zdjęcia: https://x.com/KlaryRadek/status/1949386298147414474/photo/1
MG

