Wiele osób robiąc codzienne zakupy czy opłacając rachunki widzi szybko rosnące kwoty. Za taki stan rzeczy odpowiada inflacja, której lipcowy odczyt był na rekordowym poziomie.
Inflacja na poziomie 5 procent w skali roku nie była notowana od 2001 roku, czyli równo dwadzieścia lat. Ekonomości od miesięcy prognozowali, że tegoroczne wzrosty mogą być rekordowe. W skali roku najbardziej zdrożało mięso, o prawie 23%, woda mineralna o 7,9, pieczywo o prawie 6 %. Najbardziej drożeją podstawowe produkty, czyli żywność. Kolejne duże wzrosty związane były z utrzymaniem mieszkania i remontami. Bieżąca woda drożała o prawie 3%, prąd o prawie 10%, a śmieci o bagatela 23%.
Tak duże wzrosty to problem dla Narodowego Banku Polskiego, który ustawił górny próg inflacyjny na poziomie 3,5%. Centralny bank jest zobowiązany do utrzymywania cen na stabilnym poziomie w przedziale 1,5-3,5 %. Eksperci są zdania, że jedyną możliwością obniżenia inflacji jest podniesie stóp procentowych. Efekt podwyżki ma duże znaczenie dla kredytobiorców. Im wyższe stopy procentowe, tym wyższe oprocentowanie kredytów hipotecznych, a w konsekwencji – raty kredytowe.
Zakładając, że bierzemy kredyt na zakup mieszkania wartego 300 tys. zł, i mamy 20 proc. wkładu, a więc zadłużamy się na 240 tys. zł, na 30 lat, to obecnie przeciętna rata wyniesie nas około 1100 – 1200 zł. Jeśli jednak oprocentowanie wzrosłoby do poziomu 7,81 proc., zapłacilibyśmy już około 1700 – 1800 zł miesięcznie – możemy przeczytać na stronie money.pl
Życie w Polsce staje się coraz droższe. Jeżeli rząd nie powstrzyma galopujących cen, to w krótkim czasie społeczeństwo zbiednieje i podziękuje władzy.
Źródło: Money.pl
Zdjęcie: Pixabay