Szwecja przegrała walkę z koronawirsuem. Rząd zaostrza restrykcje.

Odporność stadna okazała się mitem i szwedzki rząd postanowił wprowadzić koronarestrykcje jak inne państwa Europy. Główny epidemiolog przyznaje, że „nie spodziewał się tak złego rozwoju sytuacji”.

 

 

Wczorajszy dzień przyniósł rekordowe przyrosty chorych. Odnotowano ponad 7 tysięcy zakażeń i śmierć 66 osób. W czasie, gdy cała Europa zmagała się z 2 falą pandemii, Szwecja przekonana była o swojej nietykalności. Analizy głównego epidemiologa kraju Andersa Tegnella dawały izuloryczne poczucie bezpieczeństwa. Epidemie według tych prac miały mieć charakter jedynie lokalny.

 

Drugim czynnikiem pomagającym walczyć z covidem miała być odporność stadna nabyta przez społeczeństwo wiosną. Obie prognozy były nietrafione i dzisiaj mamy tego efekty. Wzrost zakażeń miał być zahamowany przez rekomendacje dla ludności. Ale jak wiadomo komunikaty bez mocy prawnej to nie prawo, które należy respektować. Tagnell był przekonany, że Szwedzi będą się stosować do restrykcji i dobrowolnie pozostaną w domach. Tak się nie stało.

 

Organizowano imprezy i tłumnie chodzono do galerii a kwarantanny nikt nie odbywał. W ten sposób każdy tydzień przyniosił kilkukrotne wzrosty zakażeń. Skutki społecznego lekceważenia obostrzeń odczuwa Szwedzka służba zdrowia. Ogniska zakażeń pojawiają się w domach opieki a liczba zgonów rośnie skokowo. Zaczynały pojawiać się apele naukowców nakazujących wprowadzenie restrykcji a zmian domaga się opozycja w parlamencie.

 

Rząd jednak zwlekał, ufając ekspertom pandemicznym. Pogorszenie sytucji rzutować zaczęło na notowania premiera i partii rządzącej. To dopiero możliwość utraty władzy spowodowała odpowiednią reakcję. Od 24 listopada mają zostać wprowadzone pierwsze obostrzenia. Postanowiono wprowadzić limity zgromadzeń do 8 osoób oraz zakaz podawania alkoholu w lokalu po 22. Szwdzka Akademiia Nauk postuluje wprowadzenie obowiązku noszenia maseczek w przestrzeni publicznej.  W wydanym komunikacie eksperci powołując się na badania napisali:

 

zakrywanie ust i nosa jest skutecznym narzędziem w komunikacji publicznej oraz w innych miejscach, gdzie trudno zachować dystans.

 

Profesor Jan Albert z Instytutu Karolińskiego ocenia obecną sytuacje jako katastrofalną, która wynika z braku wystarczających działań na początku epidemii:

 

Nasi sąsiedzi (Norwegia, Finlandia i częściowo Dania) odnieśli wiosną sukces. Możliwe, że te działania procentują do dziś.

 

Komentarze