Gdyby wybory parlamentarne odbyły się w najbliższą niedzielę, do urn poszłoby aż 85 proc. badanych – wynika z najnowszego sondażu CBOS. Choć frekwencyjny entuzjazm nie słabnie, układ sił na partyjnej scenie zaczyna się przemieszczać jak piasek w klepsydrze. Główne partie zamieniają się miejscami, a jedno z ugrupowań zdaje się powielać biologiczny schemat: dzielenie przez pączkowanie.
Remis na górze, dryf w dół
Koalicja Obywatelska, mimo że nadal lideruje z 28 proc. poparcia, traci 2 punkty procentowe w porównaniu z poprzednim miesiącem. Tuż za nią – z wynikiem 27 proc. – uplasowało się Prawo i Sprawiedliwość, notujące identyczny wzrost. To kolejny przykład, że polska polityka coraz częściej funkcjonuje nie według logiki rywalizacji, lecz symetrii.
Na trzecim miejscu Konfederacja – 12 proc. i spadek o 2 pkt proc. Na pierwszy rzut oka nic nowego. A jednak: pęknięcie na linii Konfederacja – Konfederacja Korony Polskiej może zwiastować nie tyle nowy sojusz, co rozłam o bardziej emocjonalnym niż ideologicznym podłożu. Ugrupowanie Grzegorza Brauna, które jeszcze miesiąc temu praktycznie nie istniało w badaniach (1 proc.), dziś może liczyć na 8 proc. poparcia – to nieomal polityczna reanimacja.
CBOS komentuje to ostrożnie, sugerując, że to właśnie ten transfer elektoratu odpowiada za spadek notowań „głównego nurtu” Konfederacji. W praktyce: na prawicy mamy do czynienia z wewnętrzną konkurencją, w której ogień retoryki Brauna zdaje się przyciągać sfrustrowanych wyborców bardziej niż chłodna kalkulacja Mentzena.
Lewica na granicy reprezentacji
Lewica i Razem uzyskały po 6 proc. poparcia – co dla pierwszej oznacza spadek o 2 pkt proc., dla drugiej status quo. Sojusz, który miał być dla wyborców alternatywą wobec polaryzacji PO–PiS, znów balansuje na granicy wyborczego przetrwania. W praktyce: miejsce w Sejmie zapewnia im tylko matematyka – i dyscyplina własnego elektoratu.
Poza nawiasem
Polska 2050 Szymona Hołowni z 3 proc. poparcia oraz Polskie Stronnictwo Ludowe z 1 proc. znajdują się poniżej progu wyborczego. Co więcej, 10 proc. ankietowanych nie wie, na kogo oddałoby swój głos. W tym kontekście warto zapytać: czy milczenie tej grupy jest jedynie przejawem niezdecydowania, czy też symptomem głębszego rozczarowania ofertą polityczną?
Anna Miller

