Karol Nawrocki, kandydat Prawa i Sprawiedliwości na prezydenta, znalazł się w ogniu krytyki po ujawnieniu, że w 2018 roku opublikował książkę o gdańskim gangsterze Nikodemie Skotarczaku, znanym jako „Nikoś”, używając pseudonimu Tadeusz Batyr. Sprawa nie wzbudziłaby większego zainteresowania, gdyby nie fakt, że jako Batyr… chwalił samego siebie.
Historyk, pisarz, recenzent – w jednej osobie
Pisanie pod pseudonimem to praktyka znana i stosowana przez wielu twórców. Nawrocki jednak poszedł krok dalej – nie tylko ukrył się za innym nazwiskiem, ale również jako Batyr pojawiał się w mediach, komentując i promując własne dzieło. Chwalił jego rzekomą wartość merytoryczną, tworząc narrację, w której historyk Karol Nawrocki jest wybitnym znawcą przestępczości zorganizowanej. Problem w tym, że to on sam tworzył tę opinię, wcielając się w fikcyjnego eksperta.
Sytuacja, choć wydaje się groteskowa, budzi poważne pytania o granice etyki w przestrzeni publicznej. Skoro kandydat na prezydenta nie widzi problemu w manipulowaniu własnym wizerunkiem, to jakie standardy może reprezentować w polityce?
„Zabawne”, ale niepokojące
Na sprawę zareagowała Dorota Łoboda, rzeczniczka Klubu Parlamentarnego Koalicji Obywatelskiej, która w programie Tłit Wirtualnej Polski określiła całą sytuację jako „bardzo zabawną”. Nie szczędziła jednak ostrzejszych komentarzy, zwracając uwagę na rzekome powiązania Nawrockiego ze światem przestępczym. Według niej to właśnie te wątki, a nie samo pisanie pod pseudonimem, powinny budzić największe obawy.
Swoje zastrzeżenia wobec książki wyraziła również żona „Nikosia”, Edyta Skotarczak. Stwierdziła, że publikacja zawiera „liczne półprawdy, kłamstwa i manipulacje” oraz że Nawrocki nawet nie skontaktował się z nią, by zweryfikować informacje. Zdaniem Skotarczak książka pomija kluczowe osoby z otoczenia jej męża, co rodzi pytania o rzetelność historyka.
Książka „marną polszczyzną” i prezes w defensywie
Głos w sprawie zabrał także profesor Antoni Dudek, który określił książkę Nawrockiego jako „napisaną marną polszczyzną biografię”. Skrytykował również sposób jej promocji, sugerując, że takie praktyki podważają wiarygodność autora jako historyka.
Na konferencji prasowej pytania o podwójną tożsamość Nawrockiego padły w kierunku Jarosława Kaczyńskiego. Prezes PiS, zamiast odnieść się do sprawy, oskarżył dziennikarzy o „bardzo prymitywną propagandę”, dając do zrozumienia, że temat nie jest dla niego istotny.
Obrona Nawrockiego: to tylko pseudonim
Sam zainteresowany nie widzi problemu w swoim działaniu. Tłumaczy, że korzystanie z pseudonimów to standardowa praktyka w literaturze i nauce, a on chciał w ten sposób oddzielić swoją działalność historyczną od literackiej. Przekonuje także, że był jedynym historykiem zajmującym się przestępczością zorganizowaną w PRL-u, co – jego zdaniem – uzasadniało taki wybór.
Podwójne standardy czy standardowa praktyka?
Ostatecznie sprawa Karola Nawrockiego to nie tylko zabawna anegdota o kandydacie na prezydenta chwalącym samego siebie pod fałszywym nazwiskiem. To również test na autentyczność i wiarygodność polityków, którzy aspirują do najwyższych stanowisk w państwie. Czy wyborcy uznają to za niegroźny wybryk, czy może za kolejny dowód na to, że w polskiej polityce granice między prawdą a kreacją są coraz bardziej rozmyte?
źródło zdjęcia: https://x.com/arek8622/status/1902321927181512757/photo/1
MS