Ksiądz ZHAŃBIŁ Martę w ŚMIETNIKU! „Śmiał się, że to mój PIERWSZY RAZ”.

Po premierze głośnych produkcji nt. pedofilii w kościele na jaw wychodzą kolejne przypadki wykorzystywania dzieci i młodzieży przez osoby duchowne. Ta historia jest wstrząsająca.

Dyskusja nt. zbrodni popełnianych przez księży nie schodzi z ust Polaków. Ofiary duchownych często latami milczą, a kiedy odważą się mówić są uciszane, na sprawiedliwość nie mają co liczyć.  Jednym z takich przypadków jest sprawa 16-letniej Marty. 

 Przypadek Marty opisany jest w książce  „Żeby nie było zgorszenia. Ofiary mają głos” Artura Nowaka i Małgorzaty Szewczyk-Nowak. Ofiara poznała oprawcę w konfesjonale,gdy miała 12 lat. Od tej chwili był jej jedynym spowiednikiem. Z biegiem czasu zaczęła się mu zwierzać ze wszystkich swoich problemów, dylematów oraz oczywiście grzechów. Na początku rozmowy z księdzem pomagały jej przezwyciężać problemy z alkoholem ojca i niepolenosprawność mamy. 

 – „Lgnęłam do niego. To było pierwsze takie uczucie w moim życiu” – mówiła. Ich pierwszy kontakt fizyczny opisała jako „ojcowski”. Doszło do niego, kiedy obawiała się, że odziedziczyła po mamie niepełnosprawność – ksiądz ją przytulił.

Po wyjeździe księdza przeszła załamanie. Po jego powrocie zauważyła, że mocno się zmienił. Już nie chciał słuchać jej zwierzeń ani pocieszać. Pewnego razu przypadkiem spotkała go na drodze do kościoła. Wtedy pierwszy raz 55-letni kapłan włożył jej rękę pod bieliznę. Marta wmówiła sobie,że to żart i milczała na ten temat.

Tak zaczął się jej koszmar. Kapłan obiecywał, że będą to lekcje miłości, że będzie delikatny – niedługo po pierwszym incydencie spotkała się z księdzem ponownie. Chciała porozmawiać o problemach w rodzinie. Ksiądz jednak nie chciał jej słuchać, powiedział, że się spieszy i wtedy zaczął…

Rozpinać jej kurtkę i dotykać miejsc intymnych. „Z zakrystii wyjrzał ministrant i chyba nas zobaczył. Ksiądz odskoczył jak oparzony i wyjął rękę” – relacjonowała dziewczyna. Sądziła, że duchowny przeprosi za swoje niestosowne zachowanie. Ten jednak od tego momentu zaczął ją wykorzystywać regularnie. Najgorsze dopiero nadeszło. Był coraz bardziej brutalny, stwierdził, że ta powinna się dla niego depilować. 

Pewnego dnia w wiacie śmietnikowej dziewczyna straciła z nim swój wianek. Zadzwonił do niej i powiedział, że dzisiaj pozbawi ją „tego”. Marta wyraźnie protestowała, ale 55-letni kapłan powiedział, że jej zgoda nie ma znaczenia. Kazał jej przyjść pod murowaną wiatę śmietnikową z zasuwką na drzwiach. 

 – „Spieszył się. Powiedział, że nie ma czasu. (…) Nie chciałam tego, oponowałam. Mówiłam, że chcę, żeby w stosownym czasie zrobił to ktoś, kogo kocham. Śmiał się. Mówił, że chłopom na tym nie zależy, żebym nie była naiwna” – mówiła dziewczyna. Ksiądz nie słuchał i ją wykorzystał. 

Dziewczyna po wyjściu miała mnóstwo krwi na ubraniach.

„Chyba wtedy po raz pierwszy chciałam umrzeć, całkiem serio o tym myślałam. Ojca nie było, mamie nie mogłam o tym powiedzieć” – mówiła. Mimo to nadal spotykała się z księdzem.
– „Chciałam mieć tego zastępczego ojca. Poświęcał mi czas, uwagę, rozmawialiśmy o moich problemach, a potem on robił, co robił”.

Gdy zakonnika wysłano do domu zakonnego żądał przesyłania mu intymnych zdjęć nastolatki. Dziewczyna postanowiła opowiedzieć o wszystkim innemu księdzu. Ten się przejął – wysłał ją do psychoterapeuty. Marta po jakimś czasie postanowiła złożyć zawiadomienie. Ksiądz się nie przyznał. 

Kościół zwołał komisję w składzie : psycholog, pedagog oraz dwie osoby duchowne. Marta przeszła badanie psychiatryczne. Nikt nie poinformował jej o ustaleniach komisji. Po 6 miesiącach otrzymała odpowiedź po kolejnym przesłuchaniu – „jest Pani niewiarygodna, ponieważ łączy Pani pracę ze studiami” – uznała komisja.

Marta przekonywała, że nie chce żadnych pieniędzy a tylko sprawiedliwości. Dokumenty w tej sprawie miały trafić do Watykanu, jednak tak się nie stało – ksiądz, który wykorzystał Martę zmarł. Kościół umorzył dochodzenie i nie poinformował o niczym prokuratury.

Komentarze