„Muszę OBSŁUGIWAĆ Pedofila” – wstrząsające wyznania siostry Michaliny!

Film „Tylko nie mów nikomu” braci Sekielskich wstrząsnął Polską. W sieci a nawet na ulicach wrze dyskusja nt. pedofilów przebranych w sutanny. Dziś dotarliśmy do siostry Służebnicy Prawdy –  Michaliny – pracującej w domu księży emerytów w województwie Śląskim. 

„Mają do dyspozycji dwupokojowe mieszkanie z łazienką, zapewniony posiłek i opiekę medyczną. Cieszą się spokojem i odpoczynkiem.” – tak określa się Domy Księży Emerytów. To często relatywnie nowe budynki, wyposażone nawet w windę, ładne i nowoczesne w środku. Tutaj do kresu swoich dni przebywają księża, którzy z powodów zdrowotnych lub wieku powyżej 75 lat zakończyli posługę kapłańską, jednak jak mówią „Bogu służą do śmierci”

Dziennikarz One to Łukasz Tomaszkiewicz rozmawiał z siostrą Służebnicą Prawdy Michaliną pracującą w Domu Księży Emerytów w województwie Śląskim. Siostra prosiła by nie podawać jej pełnych danych oraz nie wskazywać miejsca pracy ze względu na to, że ceni sobie spokój i szerzej z dziennikarzami rozmawiać nie chce.  

Siostra Michalina wie o księdzu pedofilu, współpracowniku SB, który starość spędza właśnie w Domu Księży Emerytów. Siostra Michalina jako osoba głęboko wierząca opowiedziała o „obsługiwaniu” pedofila, byłego współpracownika SB, który nosił koloratkę. 

„To dla mnie wyjątkowo trudne od lat, teraz jeszcze bardziej ze względu na szeroką dyskusję na temat duchownych, którzy byli pedofilami. Boli mnie fakt krycia tych ludzi przez hierarchów, boli, że w PRL-u byli ukrywani podwójnie przez biskupów i SB. W naszym domu jest jeden pedofil w koloratce. Codziennie go obsługuję, brzydzę się nim. 

To człowiek dziś już w sędziwym wieku i raczej spokojny, jednak ma na swoim koncie wiele ofiar. Molestował dzieci zasłaniając się autorytetem kościoła, współpracował z SB. Tak naprawdę nie wiem, czy w ogóle jest wierzący czy przyjął święcenia w celu lepszego zabezpieczenia swojej osoby i dobrej współpracy z służbami za komuny. 

Nie rozmawiamy zbyt często, jednak zawsze gdy zmieniam mu pościel, piorę skarpetki, pomagam się ubrać(czasem prosi) czy podaję jedzenie mam przed sobą ogromny dylemat. Nie chcę usługiwać pedofilowi schowanemu w kościele, w domu Księży – nie domu pedofili w koloratkach. Z drugiej strony nie mam gdzie się podziać jeśli zdecyduję się odejść. Nie chcę patrzeć na tego człowieka, brzydzę się go dotykać mając przed oczami, to co mógł wyprawiać będąc na parafii. 

Bardzo ubolewam nad tym, że on nie zostanie już nigdy ukarany. Wszystko się przedawniło i tak SB-ek, pedofil może spokojnie żyć w murach Domu Księży Emerytów. Nie mogę patrzeć na niego nawet kiedy je posiłek z innymi. Każdy jego kęs, ruch, to wszystko kojarzy mi się z tym, co niegdyś zrobił. Z odzieraniem dzieci z godności. On do dziś całkiem sprawnie obsługuje telefon i komputer. Zastanawiam się co czasami tak chętnie ogląda kiedy nikogo nie ma obok. Boję się podejść i zobaczyć. W tej sytuacji grzecznie przepraszam i wychodzę. 

Jednak najbardziej jest mi ciężko kiedy odwiedza go rodzina. Jego siostrzenica przyjeżdża tutaj z dziećmi. Małą dziewczynką w wieku 8 lat i młodszym chłopczykiem. On mimo poważnych problemów zdrowotnych bierze to dziecko na kolana, dotyka, całuje, przytula. Wszystko w normalnych granicach, ale mając to przed oczami aż chciałabym wykrzyczeć „to pedofil. Mam dość”, ale nie mogę. Boję się. Znam historię z jego parafii, rodzina krzywdzonego dziecka chciała się postawić. Była to dalsza rodzina, rodzice dziecka byli mu oddani. Jego wujka kilka dni później zamknęła bezpieka. Nie wiem, co się z nim działo. Spędził w areszcie rok. Nigdy słowem się nie odezwał na temat księdza czy pobytu w areszcie.

Historię z jego parafii znam od innego księdza, który także tutaj mieszkał.On wiedział o nim wszystko. Także niegdyś to tłumił z obawy przed SB – miał siostrę, która miała dzieci. Bał się o nich. Później po zmianach ustrojowych ten pedofil zachował dobre stosunki z władzami i policją. Był nie do ruszenia. Był proboszczem wiejskiej parafii. Mimo, że było tam raczej biednie – ludzie oddawali na kościół wszystko co mieli. Jemu więc żyło się dostatnio. Korzystał z autorytetu – cała społeczność była mu podporządkowana, kto się postawił – stawał się wyalienowany, krytykowany z ambony. Ludzie się od takich odwracali. Gdyby to nie wystarczyło czekało SB. 

Ksiądz, który mi o tym opowiedział dzisiaj niestety nie żyje. Zmarł kilka lat temu. Do końca bał się mówić otwarcie o tym człowieku. Ja nie wiem co zrobić. Mogę odejść, ale dokąd? Jestem uzależniona od wspólnoty. Nie mam do kogo ani gdzie pójść. Boję się. „

/Łukasz Tomaszkiewicz 

fot. Kadr z filmu „Tylko nie mów nikomu”.

Komentarze