Gdy umiera człowiek, który dla milionów był kimś więcej niż tylko głową Kościoła, słowa – nawet te nieliczne – nabierają szczególnej wagi. W przypadku Jana Pawła II każde zdanie, każdy półszept urasta do rangi objawienia. W ostatnich chwilach życia, gdy jego ciało odmawiało już posłuszeństwa, papież wypowiedział słowa, które dziś brzmią niemal jak testament: „Pozwólcie mi odejść do domu Ojca.”
Przemilczane dramaty
To, co dzieje się przy umierającym papieżu, jest zawsze po trochu liturgią, po trochu spektaklem, a po trochu walką o narrację. W przypadku śmierci Jana Pawła II nie było inaczej. Wiadomość o jego ostatnich słowach pojawiła się w mediach stosunkowo późno. Wcześniej mówiło się raczej o jego milczeniu – tym wymuszonym przez postępującą chorobę Parkinsona i niewydolność układu oddechowego. Milczenie to zresztą było interpretowane jako symboliczne. Papież, który przemawiał do tłumów, który przez ponad dwie dekady był głosem Kościoła, umierał w ciszy. Czy to było przypadkiem?
Kardynał Dziwisz ujawnia, że słowa „pozwólcie mi odejść do domu Ojca” padły w sobotni wieczór, 2 kwietnia 2005 roku. Wypowiedział je po włosku, skierowane były do obecnych przy jego łożu współpracowników. Wcześniej – w piątek – miał jeszcze wypowiedzieć inne zdanie: „Szukam was. Przyszedłem do was wszystkich.” Słowa dziwne, być może halucynacyjne, być może głęboko metaforyczne. Może to echo jego duszpasterskiej misji, która w ostatnim momencie życia została sprowadzona do egzystencjalnego minimum – do aktu obecności.
Ikonografia śmierci
Śmierć Jana Pawła II była nie tylko wydarzeniem religijnym, lecz także medialnym. Była spektaklem globalnym, transmitowanym niemal na żywo. Obrazy z Watykanu obiegły cały świat – tłumy na placu św. Piotra, modlitwy, łzy. W centrum tego wszystkiego było jedno ciało – zmęczone, schorowane, uwięzione w łóżku, ale jednocześnie symboliczne. Papież nie ukrywał swojej słabości, co samo w sobie było aktem odwagi. Nie odszedł „po cichu”, choć jego ostatnie słowa tonęły w ciszy.
To, jak umierają ludzie wielcy, mówi wiele o epoce. Jan Paweł II nie zmarł nagle, nie zginął śmiercią tragiczną. Jego odejście było długim procesem, spektaklem słabości, w którym ciało i duch oddzielały się powoli. Być może właśnie dlatego jego ostatnie zdanie brzmi tak prosto – bo nie było już potrzeby tworzenia wielkich narracji.
Odejście jako powrót
„Dom Ojca” – to sformułowanie, którego użył Jan Paweł II, jest częścią języka Kościoła, ale też metaforą niezwykle uniwersalną. Odejście do domu oznacza powrót. Nie ma tu lęku, nie ma dramatyzmu. Jest zgoda. W tym sensie ostatnie słowa papieża nie są wezwaniem do lamentu, lecz zaproszeniem do akceptacji. Być może są też jego najcichszą, ale najpełniejszą homilią – o przemijaniu, o godzeniu się z własną kruchością, o odejściu, które jest dopełnieniem życia, nie jego zaprzeczeniem.
W świecie, który panicznie boi się śmierci, te proste słowa stają się kontrkulturowym manifestem.
źródło zdjęcia: https://x.com/BitesOfTime/status/1907289133841588551/photo/1
Anna Miller