Zachodnia i północno-zachodnia część Chin mierzy się z największymi od dekad ulewami, które przyniosły dramatyczne skutki – zalane drogi, zniszczone domy i tysiące osób zmuszonych do opuszczenia swoich miejsc zamieszkania. Lipcowe intensywne deszcze okazały się dla wielu regionów śmiertelnie niebezpieczne, a według ekspertów to dopiero początek sezonu powodziowego.
Najpierw Gansu i Shaanxi, potem Syczuan
Wszystko zaczęło się w prowincji Gansu, gdzie 20 lipca rzeka Bailong wylała po nagłym wzroście poziomu wody. Fala powodziowa uderzyła z taką siłą, że osady na jej drodze praktycznie zniknęły z mapy. Do tej pory służby potwierdziły śmierć co najmniej kilku osób, a kilkadziesiąt uznaje się za zaginione. Tysiące ludzi ewakuowano, często zostawiając za sobą cały dorobek życia.
Podobna sytuacja miała miejsce w prowincji Shaanxi, gdzie władze lokalne zdecydowały się ogłosić stan wyjątkowy. Tam deszcz nie tylko zniszczył infrastrukturę, ale też zablokował dostęp do wielu wiosek. Ratownicy pracują w skrajnie trudnych warunkach – drogi są zawalone błotem, a sygnał telefonii komórkowej jest miejscami całkowicie odcięty.
Na południu, w prowincji Syczuan, sytuacja również robi się napięta. Opady deszczu w Chongqing osiągnęły rekordowe wartości – lokalnie ponad 250 mm w ciągu doby, co doprowadziło do lawin błotnych i osunięć ziemi. Władze miasta uruchomiły tymczasowe ośrodki dla poszkodowanych.
Kiedy woda staje się bronią
Problem nie kończy się na samych ulewach. Chiński system zapór i tam – jeden z najbardziej rozbudowanych na świecie – został poddany ekstremalnej próbie. W niektórych rejonach władze zdecydowały się na kontrolowane spuszczanie wody ze zbiorników retencyjnych, by uniknąć ich przerwania. To jednak często oznaczało, że niżej położone miejscowości zostały zalane w sposób niemal celowy. Pojawiły się pytania o to, czy ofiara jednej społeczności dla dobra większego obszaru może być usprawiedliwiona.
Klimat i infrastruktura – nierówny pojedynek
Chińskie Ministerstwo Zasobów Wodnych ostrzegło, że obecny sezon powodziowy może być jednym z najgorszych w historii. Problemem nie są tylko intensywne deszcze, lecz także postępująca urbanizacja i zmiany klimatyczne. Nowoczesne miasta z ogromnymi połaciami betonu nie radzą sobie z odbiorem wody opadowej – deszcz nie wsiąka, lecz spływa jak po tafli szkła, gwałtownie zwiększając zagrożenie powodziowe.
Równocześnie stare systemy kanalizacyjne, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach, często nie są w stanie sprostać obecnym wyzwaniom. – „Nasza wieś miała odpływ do rzeki, ale teraz to już nie działa” – mówił jeden z mieszkańców w rozmowie z chińskimi mediami. – „Woda stoi na polach, nie da się wejść do domu”.
Solidarność, która wylewa się z brzegów
W obliczu katastrofy mieszkańcy dotkniętych regionów organizują pomoc na własną rękę. W sieciach społecznościowych pojawiają się filmy z dramatycznych akcji ratunkowych – dzieci wynoszone w wiadrach, ludzie unoszeni na tratwach zrobionych z drzwi, żywność transportowana dronami. Państwowe media pokazują też mobilizację wojska i oddziałów ratowniczych.
Jednak wielu Chińczyków ma świadomość, że to nie ostatnia taka sytuacja. W ubiegłych latach podobne fale powodziowe zbierały żniwo, ale nie przyniosły znaczącej zmiany systemowej. Choć infrastruktura hydrologiczna w Chinach uznawana jest za imponującą, powodzie wciąż regularnie obnażają jej słabości – zarówno na poziomie technicznym, jak i społecznym.
Meta description:
źródło zdjęcia: https://x.com/etribune/status/1949744853081788603
Justyna Walewska

