W ostatnich dniach media opublikowały nagranie rozmowy Donalda Tuska i Romana Giertycha z 2019 roku, które wzbudziło niemałe emocje. W rozmowie pojawiły się nie tylko kontrowersyjne opinie o mieszkańcach niektórych regionów Polski, ale przede wszystkim – potencjalne ślady nieprawidłowości związanych z kampanią wyborczą do Senatu. Sprawą zainteresował się poseł Suwerennej Polski Marcin Romanowski, który złożył zawiadomienie do prokuratury.
Nagranie z 2019 roku ujawnione przez media
Taśmy, które trafiły do opinii publicznej dzięki Telewizji Republika i Telewizji wPolsce, przedstawiają rozmowę Giertycha z Tuskiem. Giertych, obecnie senator, opowiada w niej o zbieraniu podpisów poparcia „na zapas” – czyli bez wskazania konkretnego kandydata. Miały one później posłużyć do rejestracji komitetu i kandydatury Stanisława Gawłowskiego do Senatu. Donald Tusk, który wówczas nie pełnił funkcji rządowych, komentuje to półżartem, ale również przyznaje, że zna podobne przypadki.
Na taśmach pojawiają się też wypowiedzi obraźliwe dla części Polaków – Giertych w pogardliwy sposób wypowiada się o Radomiu i wschodniej Wielkopolsce, a Tusk dodaje wulgarny komentarz. To wzbudziło falę krytyki, zwłaszcza w środowiskach prawicowych.
Romanowski: doszło do złamania prawa
Poseł Marcin Romanowski uznał, że sprawa ma poważny wymiar prawny i zawiadomił prokuraturę. Jego zdaniem rozmowa świadczy o możliwym fałszowaniu dokumentów wyborczych oraz naruszeniu przepisów dotyczących zbierania podpisów poparcia dla kandydatów. Według przepisów, każdy komitet musi zebrać podpisy poparcia od co najmniej 2000 wyborców z danego okręgu, które muszą być przypisane do konkretnego kandydata. Romanowski twierdzi, że praktyka, o której mówi Giertych, mogła być obejściem prawa i manipulacją.
Dodatkowo polityk sugeruje, że mogło też dojść do bezprawnego wykorzystania danych osobowych, co podlega osobnej odpowiedzialności karnej.
Gawłowski odpiera zarzuty
Senator Stanisław Gawłowski, którego nazwisko również pojawia się w rozmowie, wydał oświadczenie. Twierdzi, że podpisy były zbierane zgodnie z prawem – lokalnie, w Okręgu Koszalińskim, a cała sprawa jest „politycznym teatrem”. Dodał, że nagrania znane były już wcześniej służbom – CBA i prokuratura miały mieć do nich dostęp od 2019 roku i nie podjęły wówczas żadnych działań.
Polityczne reperkusje
Publikacja taśm wywołała poruszenie nie tylko ze względu na możliwe naruszenia prawa, ale też przez lekceważący język używany przez liderów opozycji wobec części obywateli. Prawicowe media i politycy PiS wykorzystują sprawę jako przykład pogardy elit wobec społeczeństwa. Romanowski zapowiedział, że będzie domagał się pełnego wyjaśnienia sprawy i pociągnięcia winnych do odpowiedzialności.
Tymczasem media zapowiadają ujawnienie kolejnych fragmentów rozmowy, co może tylko zaostrzyć spór polityczny.