Dyskusja Piotra Witwickiego i Marcina Fijołka w „Politycznym WF-ie” to dość trafna soczewka aktualnych napięć i niemożności w obozie rządzącym. Rekonstrukcja rządu, którą Tusk zasugerował, nie wydaje się mieć charakteru strategicznego – raczej komunikacyjny, niemal PR-owy. W atmosferze rozczarowania i zmęczenia, jaką obaj publicyści dość zgodnie opisują, trudno o efekt „nowego otwarcia”, jeśli rząd nie jest w stanie wskazać spójnej narracji działania ani przekonująco opowiedzieć, dlaczego robi to, co robi.
W centrum uwagi znalazł się m.in. Michał Kołodziejczak – balansujący między gniewem a groteską, spakowany i gotowy do odejścia, niczym figurant, który już sam nie wie, czy został powołany do rządu w roli uwiarygadniającego „ludu”, czy jako swoisty balast, który można zrzucić bez większej politycznej straty. Obecność takich postaci dobrze ilustruje trudność z domknięciem spójnej tożsamości tej koalicji.
Premier Tusk, jak słusznie zauważyli komentatorzy, nie wykreślił jeszcze wektora: jego słowa są retorycznie sprawne, lecz pozbawione treści, która mogłaby stać się narracją kampanijną na rok 2027. Opowieść „jesteśmy lepsi niż PiS” brzmi dziś jak zużyty slogan, który bardziej przypomina o porażkach przeciwnika niż o realnych osiągnięciach własnego rządu. Wypada blado w kontekście społecznych oczekiwań, które – jak pokazuje chociażby przywołany przykład „pociągu do Alp” – są dziś boleśnie konkretne, związane z codziennością, nie z makroekonomiczną mapą sukcesów.
W dodatku ten gabinet coraz mocniej przypomina patchwork – nie tyle złożony z różnorodnych partii, co z rozczarowanych posłów domagających się realizacji własnych projektów. Wydaje się, że dla przetrwania do końca kadencji rząd musi się raczej zająć uspokajaniem wewnętrznych napięć niż rysowaniem horyzontu politycznego.
Opozycja? Tej z lewej strony trudno odmówić precyzji i tematycznej stanowczości – wystąpienia posłanek Razem trafiały w punkt, podkreślając nieobecność kwestii zdrowotnych, realnej sprawczości czy transparentności w sprawach majątkowych. To nie były „grzmoty”, raczej chirurgiczne cięcia – ale takie, które ranią wizerunek Tuska bardziej niż krzyki z prawej strony.
Narracja polityczna staje się dziś grą o symboliczną jakość codzienności – i to nie tej z „The Economist”, lecz tej z promocji na masło. Gdy rząd opowiada o gospodarce wzrostu, a ludzie czują stagnację, rodzi się frustracja. A w tle już słychać zgrzyt kolejnych trybików: Pałac Prezydencki, nowa konfiguracja personalna z Czarnkiem i Szefernakerem, przesunięcia sił w Sejmie, dryf ku mniejszościowości.
Premier Tusk kupił sobie trochę czasu – jak mówią Fijołek i Witwicki: może trzy, cztery miesiące. Ale bez opowieści, która niesie sens i kierunek, rekonstrukcja rządu to tylko przestawianie mebli w pokoju, który i tak już wkrótce trzeba będzie opuścić lub całkowicie przemeblować.
źródło zdjęcia: https://x.com/AjDowejko/status/1934579944429851038/photo/1
Anna Miller