„Szejk kazał mi leżeć na plecach i…”, czyli Polka w Dubaju
Temat wyjazdów polskich „modelek” instagramowych do Dubaju powraca! Dziś rozmawiamy z jedną z modelek. „Szejk kazał mi leżeć na plecach i…” – opowiada.
Sponsorowane wyjazdy młodych kobiet, prężących się na Instagramie, to temat wzbudzający wiele kontrowersji. Większość z nich stara się pozostać w cieniu. Jednak, jak dowiadujemy się ze sprawdzonych źródeł „pracować” u szejków jeżdżą także polskie celebrytki i osoby z pierwszych stron gazet.
Profesja „dubajska”
Reporter Wyborczej24.pl dotarł do jednej z dziewczyn trudniących się profesją „dubajską” .
Ania (imię zmienione) mieszka w Warszawie w jednym z najbardziej prestiżowych miejsc stolicy. Na wywiad przyjeżdża na Plac Zbawiciela czarnym Mercedesem za ponad pół miliona złotych. Uśmiechnięta, szczupła brunetka, od razu przykuwa wzrok wszystkich w okolicy, jedni oceniają fizyczność, inni skupiają się na tym ile ma na sobie.
Zazwyczaj mam na sobie 30-60 tysięcy złotych – mówi z uśmiechem.
Polka w Dubaju
Przechodzimy do wywiadu. Ania nie chce się ujawniać, jednak chętnie i ze szczegółami opowiada o swoim życiu i klientach, a także jakie zachcianki musiała spełniać i jakie kwoty za to otrzymywała.
Do Dubaju wyjechałam 5 lat temu, zupełnie nie orientując się w tzw. temacie. Po prostu przestraszona dziewczyna z Polski, ze 100 euro w kieszeni plus bilet Emirates jechała na „sesję”. Szybko okazało się, że te sesje są średnio opłacalne i z takiego wyjazdu praktycznie nic nie zostaje. Europejskie dziewczyny są tam pożądane, ale lukratywne kontrakty są efektem znajomości. Przy moim stylu życia już wiedziałam, że „w ten sposób nie zarobię”. Poznałam jedną dziewczynę, widać było po niej, że ma sporo pieniędzy, po rozmowie wyszło, że dawno nie pozuje, a teraz jest pośredniczką między klientem w Emiratach a polskimi dziewczynami. Zgodziłam się w to wejść i wysłano mnie gdzieś pod Dubaj do jednej z posiadłości rodziny szejków. Tam czekał na mnie 83-letni arab. Kazano mi się umyć i przebrać. Potem zaczęło się piekło – on kazał mi leżeć na plecach i…
15 tysięcy euro za spotkanie
Zgodziłam się w to wejść i wysłano mnie gdzieś pod Dubaj do jednej z posiadłości rodziny szejków. Tam czekał na mnie 83-letni arab. Kazano mi się umyć i przebrać. Potem zaczęło się piekło – on kazał mi leżeć na plecach i… czekać aż się na mnie wypróżni. Oddawał też na mnie mocz. Poza tym była także klasyczna miłość na różne sposoby. Nie czuję się z tego powodu gorsza, chociaż na początku było to dla mnie dość dziwne przeżycie. Straciłam godność – nie? Umyłam się i zarobiłam pieniądze. Kontakt z fekaliami to normalna rzecz u każdego człowieka. Za jedno spotkanie dostałam 15 tysięcy euro plus masę prezentów, opłacone wakacje i powrót do kraju. Latałam do niego regularnie, po sześciu spotkaniach kupiłam sobie apartament w Warszawie za gotówkę. Urząd skarbowy już pytał – powiedziałam prawdę (śmiech).
Francuz, Polak, książę
Innym razem klientem Ani był francuz kongijskiego pochodzenia.
To biznesmen z Paryża. Często robi interesy w Dubaju i co tydzień ma inną dziewczynę. Każda wychodzi zadowolona. Płaci bardzo dużo, transportuje je swoimi odrzutowcami. Obsługiwałam go kilka razy. Łącznie zapłacił mi prawie 200 tysięcy euro, nie licząc napiwków i zakupów. Nie wiem, czy to domena klientów z Bliskiego Wschodu, ale oni bardzo często chcą koprofili.
Innym razem Ani przydarzył się też Polak.
Taki dobrze po 30-stce. Chyba chciał poczuć się jak szejk i kazał robić to samo, co z prawdziwymi szejkami.
Zdarzył się też 15-letni syn jednego z książąt na Bliskim Wschodzie.
Miał bardzo dziwne fantazje proktologiczne. Jeden raz i wpadło 50 tysięcy dolarów. Absolutnie nie czuję się przez to co robię gorsza.
Na wrzesień Ania ma już umówionego klienta w Katarze.
Większość roku żyję nic nie robiąc. Godność to nie przystawiać skaner do produktów – 8 godzin dziennie za 2 tysiące.
Zobacz także:
https://wyborcza24.pl/miliony-dla-black-eyed-peas-za-wystep-na-sylwestrze-tvp/